EKSTREMALNE REKORDY
MARKA
SCHUSTERA
Wszystko zaczęło się od zakładu Marka z
kolegą o parę butów sportowych „Asics”. Aby stać się ich
właścicielem należało przebiec podczas organizowanych w 1996
roku zawodów ekstremalnych pod Augsburgiem "100 km w 12
godzin". Schuster pokonał wtedy 106 km, w ten sposób nie
tylko pozyskał buty, ale i połknął sportowego bakcyla w
ekstremalnym charakterze. Przez kolejne lata gromadził
informacje o tym nietypowym sporcie, aby w 1999 roku podjąć
szaleńcze wyzwanie – wziąć udział w Mistrzostwach Świata w
Austrii w Triple – Triatlonie, podczas którego należało
przepłynąć 11,4 km, 540 km przejechać na rowerze, a 126,4 km
przebiec. Te wyczerpujące konkurencje zajęły Markowi 53
godziny, co pozwoliło mu znaleźć się na 12 miejscu. Kolejnym
spektakularnym wyczynem Marka był bieg w monachijskim
maratonie ze skrzynką wody na ramieniu. W ten sposób
Schuster chciał pokazać światu, jak ważną rolę w sporcie
odgrywa woda.
Wśród jego nieoficjalnych rekordów należy
wymienić jazdę na rowerze stacjonarnym przez 24 godziny, co
zaowocowało 1200 „przejechanymi” kilometrami, a także bieg
na 204 km po ruchomej bieżni. W 2000 roku wystartował po raz
kolejny w Mistrzostwach Europy w Triple – Triatlonie,
wówczas poprawił swój dotychczasowy wynik o 6 godzin,
zajmując siódmą lokatę, a także mieszcząc się w 47
godzinach.
Pytany, jaki cel przyświeca przedsięwzięciom,
których się podejmuje odpowiada, że satysfakcjonuje go bicie
sportowych rekordów w powiązaniu z wyższym, dobrym celem. W
myśl tej idei współpracuje z grupą osób niosących pomoc
dzieciom z Afryki, jak również dzieciom dotkniętym chorobami
nowotworowymi. Markowi nieobce jest też
religijno-charytatywne oblicze sportów ekstremalnych.
Pobiegł drogami pielgrzymek z Gettingen do Augsburga,
liczącymi około 100 km. Podczas biegu zbierał pieniądze na
pomoc dla jednego z przedszkoli. Podejmowanie takich zadań
nie tylko umożliwia Markowi samorealizację, ale zmusza też
innych do refleksji, sumienności i konsekwencji, dając
wszystkim wiele radości, krystalizując tym samym wyższy,
dobry cel.
O skoczowskich schodach na Kaplicówkę Marek
dowiedział się od swego teścia, który przemierzał Aleję Jana
Pawła II podczas wizyty papieża w 1995 roku. Informację o
ich nietypowości, długości i usytuowaniu przekazał
specjaliście od sportów ekstremalnych, co w krótkim czasie
zaowocowało pomysłem na pobicie kolejnego rekordu. Schuster
nawiązał kontakt z prezesem skoczowskiego PTTK – Krzysztofem
Greniem, który wraz z Miejskim Domem Kultury zadbał od
strony organizacyjnej o wszystkie niezbędne szczegóły
umożliwiające zaistnienie w Skoczowie ekstremalnego
wydarzenia. 4 czerwca 2004 roku o godzinie 13. na znak
burmistrza Jerzego Malika, biegacz wystartował. Otuchy
dodała mu salwa z muszkietów Cieszyńskiego Bractwa
Kurkowego. 24-godzinny bieg czterema technikami po schodach
towarzyszył XXXVII Dniom Skoczowa, stanowiąc nie lada
atrakcję dla uczestnikóm święta trytonowego grodu oraz
wzbudzając zainteresowanie lokalnych mediów i regionalnej
telewizji. Dopingowano Marka owacjami, słowami dodającymi
siły i hartu ducha, a także równoległym biegiem, w którym
mógł uczestniczyć każdy chętny. O godz. 12 w nocy biegli z
nim np. strażacy skoczowskiej Ochotniczej Straży Pożarnej.
Przedsięwzięciu zatytułowanemu „Schody do nieba”
towarzyszyły w czasie całego maratonu dźwięki słynnego
utworu grupy „Led Zeppelin” o tym samym tytule. Obsługą
biegu zajęli się ubrani w okolicznościowe koszulki i
plakietki uczniowie skoczowskiego liceum, Zespołu Szkół
Rolniczych w Międzyświeciu i Zespołu Szkół Zawodowych na
Bajerkach. Ich zadaniem było liczenie ilości pokonanych
przez biegacza schodów, podawanie Markowi wody mineralnej,
kalorycznego piwa z sokiem cytrynowym, herbat utworzonych ze
specjalnych ziół i pędów czerwonokrzewu, a także
wysokoenergetycznych batonów i kawałków banana.
Najdotkliwszy kryzys zmagania się ze schodami
Aleji Jana Pawła II dopadł Marka Schustera pomiędzy 1. a 4.
godziną rano. Wcześniejsze pięciominutowe przebiegnięcie
jednej rundy wydłużyło się do dziesięciu minut. Jednak
Schusterowi udało się pokonać ten trudny okres, a nawet
cztery godziny przed czasem pobić swój pierwszy rekord
wynoszący 126 000 stopni. 5 czerwca o godzinie 13. – równe
24 godziny po starcie ukończył ekstremalny bieg, zaliczając
143 820 stopni i tracąc 5 kg wagi.
Marek Schuster, przygotowując się do biegu
pod nazwą „Schody do nieba”, korzystał z masaży Jakuba
Rajwy z Krytej Pływalni „Delfin”. Dowiedział się wtedy o
planowanych obchodach 5-lecia obiektu. Niemal natychmiast
zrodził się kolejny sportowy pomysł, a rok później doszło do
jego realizacji. 2 czerwca 2005 roku punktualnie o godz.13.
i ponownie na znak burmistrza Jerzego Malika specjalista od
sportów ekstremalnych rozpoczął 24 godzinne pływanie z
deską. Augsburski wynik z 2001 roku, kiedy po raz pierwszy
mierzył swe siły podczas identycznej konkurencji, wyniósł
1152,25 długości basenu, czyli 28,8 km. Należało go pobić.
Energiczny początek nastrajał optymizmem. W nocy pojawił się
kryzys, który wzmocniły kłopoty żołądkowe pływaka, na które
nałożył się chlor obecny w wodzie i stale unoszący się nad
jej powierzchnią. Jednak i tym razem doping przyczynił się
do zamierzonego efektu. Na bocznych torach basenu Markowi
nieustannie towarzyszyli w sztafecie ratownicy Krytej
Pływalni „Delfin”: Rafał Rajski, Maciej Liszka i Tomasz
Niedźwiecki, uzyskując podczas 24 godzin dystans 68 km i 450
m – tj. 2738 długości basenu wynoszącej 25 m. Uczniowie
skoczowskiego liceum tym razem także nie zawiedli. Ubrani w
specjalne T-shirty z plakietką wspierali Marka przez cały
czas, jak również notowali wszelkie dane przybliżające
sportowca do pobicia rekordu. I stało się! 3 czerwca
rekordowa wartość dobowego pływania z deską wzrosła o 2 km i
250 m do 1242 długości basenu 25 m, czyli 31 km i 150 m! W
blasku reporterskich fleszy i telewizyjnych kamer Marek
Schuster otrzymał dyplom upamiętniający kolejne ekstremalne
wydarzenie swego życia oraz okolicznościową statuetkę. Nie
zabrakło też gratulacji złożonych przez burmistrza i
współorganizatorów
sportowego
przedsięwzięcia: kierownika basenu Zbigniewa Gila, prezesa
skoczowskiego PTTK Krzysztofa Grenia oraz dyrektora MDK
Roberta Orawskiego, podzielających wielką radość z
osiągnięcia wyczynowego celu.
Ostatnio
Marek Schuster ponownie wszystkich ekstremalnie zaskoczył.
Zdawałoby się, że trudno wymyślić kolejną formę
niecodziennego bicia rekordu, a jednak stało się to możliwe.
Tym razem punktem wyjścia okazał się marsz ze specjalnymi
kijkami, noszący nazwę nordic walking. Atrakcyjność tego
marszu polega na specyficznej stymulacji mięśni, odmiennej
od typowej stymulacji, mającej miejsce podczas normalnego
chodzenia. Nordic walking wzmacnia mięśnie piersi, tricepsów,
bicepsów, ramion i brzucha, a także pozostałych głównych
partii mięśniowych. Schuster na jego temat mówi tak:
„Pierwsze treningi były bardzo trudne,
warunki pogodowe nie były dotąd zbyt sprzyjające do ćwiczeń,
a tam gdzie mieszkam nie ma odpowiedniej bieżni do takich
marszów. Mimo to nordic walking okazał się bardzo
interesującą dyscypliną i zaraziłem się nim.” Samo
„zarażenie” jednak nie wystarczyło. Sportowiec od razu
zaczął myśleć o rekordowym podejściu do tej dyscypliny.
Wcześniejsze powiązania ze Skoczowem, a także optymalne
warunki jakie oferuje to miasto do „marszu z kijami”
skierowało go po raz kolejny do nadwiślańskiego grodu.
Tradycyjnie spotkał się z ciepłym przyjęciem ze strony osób,
z którymi już wcześniej współpracował. Rozpoczęto zatem
przygotowania do 24 godzinnego marszu na skoczowskim
stadionie KS „Beskid”, który zaplanowano na 22/23 czerwca br.
na godzinę 13.00. Celem Marka Schustera będzie pobicie
rekordu ustanowionego w tej dziedzinie w 2007 roku przez
Helmuta Wimmera, wynoszącego 164,3 km. W skoczowskim nordic
walking uczestniczyć będą mogli również wszyscy chętni,
dopingujący w ten sposób rekordzistę, jak również
specyficzna maskotka tego wydarzenia – żółw startujący
równocześnie z Schusterem.
44 letni Marek Schuster do tej pory powodów
do wprawiania w osłupienie daje wiele. Należy do nich choćby
pisanie wierszy, czym zajmował się jeszcze w polskiej szkole
podstawowej. Po wyjeździe do niemieckiego Augsburga liryczne
talenty przegrały z ekstremalnymi zamiłowaniami, dając
jednak ponownie znać o sobie w 2004 roku. Powstał też
biograficzny tekst do hip-hopowej kompozycji. Być może
sprzyjający refleksjom zawód pielęgniarza w domu spokojnej
starości, jaki Marek wykonuje na co dzień, przyczyni się do
kolejnych prób literackich, czy też poetyckich. Na razie
jednak trzymajmy kciuki za zbliżające się ekstremalne
zdarzenie, rozsławiające finlandzki marsz, augsburskiego
rekordzistę oraz... nadwiślański Skoczów.
Julia Broda
|